piątek, 10 sierpnia 2012

Soundtrack: Ed Sheeran - Give me love
Dedykacja: Dla Wioli za to, jak bardzo potrafi mi pomóc.
 
  Demi
Podeszła po raz kolejny do okrągłego lustra i jeszcze raz zmierzyła wzrokiem budowę swojego ciała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, gdy uświadomiła sobie, jak bardzo schudła. Wprawdzie wszyscy jej wmawiali, że i tak ma świetną budowę, ale ona nie czuła się w niej dobrze i postanowiła ją zmienić. I jej się udało.
Owinęła się szczelniej ręcznikiem, a potem skierowała swoje nadgarstki w stronę zwierciadła. Blizny po cięciach wciąż były widoczne, jednak gdy tak na nie patrzyła miała wrażenie, że nie zrobiła ich tylko z powodu bólu. Teraz miały jej przypomnieć, przez co musiała przechodzić i z czym sobie poradziła. Bo wszystkie jej dawne problemy w końcu zniknęły.
Usłyszała na schodach kroki, a potem oderwała wzrok od lustra. Spodziewała się wpadnięcia do jej pokoju taty z zapytaniem, czy widziała jego kolejną zgubę. Ostatnio zdarzało mu się bardzo często coś gubić. Twierdził, że to roztargnienie spowodowane nadgodzinami w pracy. Może i miał racje...
Gdy kroki ustały, gdzieś na dole rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych drzwi. Dziewczyna ponownie odrzuciła ręcznik na podłogę. Odwróciła się plecami do zwierciadła, by po raz kolejny przypomnieć sobie, kim jest.
Fighter.
Wytatuowała sobie ten napis na ramieniu zaraz po wyjściu z kliniki. Po zakończeniu odwyku i po rozpoczęciu nowego życia. Lepszego, w którym mogła być wolna.
Nałożyła po raz drugi ręcznik na już i tak suche ciało i usiadła na łóżku. Wzięła jeden głębszy oddech i sięgnęła ręką do szuflady. Wyciągnęła zwitek pergaminu, który zdążył już obejść całą jej rodzinę. Który został napisany przed jej pierwszą próbą samobójczą, gdy była słaba jak nigdy przedtem.
Dla mnie to wszystko jest ciężarem. Codzienne budzenie się i zastanawianie, ile jeszcze zostało. Odwieczne pytanie, na które nie jestem w stanie odpowiedzieć. Dla mnie wszyscy za dużo znaczą. Nie potrafię ich zranić i wracam do nich, kiedy oni zranią mnie. Choćbym nie wiem jak bardzo ich nienawidziła - nie potrafię. Chcę ich nienawidzić. Chcę być człowiekiem niezależnym od wszystkich i od wszystkiego. Wszystko. Tak odległe słowo, tak bliskie znaczenie. Od tematu, do tematu, od kropki, do przecinka. Tak wygląda moje rozmyślanie. Bo niby nigdy nie kończę tematu. Nie ma sensu. On nigdy nie będzie skończony. Nic się nie kończy. Każde nasze spojrzenie, czy uśmiech. Ono trwa. Nie zakończy się. Bo po co? Dlaczego coś tak wspaniałego jak pocałunek musi zakończyć się w jednej chwili? Dlaczego nie może trwać wiecznie? To TRWA wiecznie. W każdym przypadku. Tylko my o tym zapominamy. I tu pojawia się nasz błąd. Błąd, który popełnia każde stworzenie ludzkie, które nie warte jest zapomnienia. NIC nie jest warte zapomnienia. Wszystko należy pamiętać. Każdą śmierć, łzę czy chwilę cierpienia. Bo to nas buduje. Dzięki temu jesteśmy tym, kim jesteśmy. I ja pomimo wszystko dziękuję za każdą ranę i każdą karę zadaną sobie. Dziękuję za każdą godzinę płaczu, bądź samotności. Dziękuję za mój ból, który odczuwam codziennie. Nauczyłam się go akceptować i dziękuję za to. Dziękuję przede wszystkim Wam. Bo przez Was płakałam, czułam się źle. Budowaliście mnie z każdym dniem i ja to doceniam. Po złym zawsze następuje dobro. Żeby było dobrze, najpierw musi być źle. To prawo wszechświata. Wszechświat... My, zwierzęta, gwiazdy, planety i wiele, wiele więcej. To wszystko ma swój rytm, który nazywamy życiem. Wszystko trwa wiecznie. Nic nie przemija. Niczego nie zapomnij. Bo niesiesz brzemię swojej duszy, swojego oddechu i poznania. Co ja niosę? Niosę swoje oczy, usta i nos. Dla mnie wszystko się już skończyło tam, gdzie zaczęło. Ja już jestem wolna. I dziękuję za to.


Jestem tylko marnym kłamcą. Nie ufam już sobie samej. Pewnego dnia i siebie okłamię. Za wszystkie krzywdy przepraszam, aczkolwiek nie są warte zapomnienia. Tak więc proszę Was tu i teraz - nie zapominajcie o mnie do momentu, w którym będziecie wolni. Jak każdy inny - nie jestem warta zapomnienia...

Zacisnęła kartkę w ręce, zgniatając ją jeszcze bardziej. Z jej oczu wypłynęła pierwsza łza, rozpoczynając tym samym cały potok innych. Odłożyła list, nie chcąc, by którykolwiek z domowników zobaczył ją w takim stanie. Przetarła dłonią oczy i wstała z posłania. Chwyciła w rękę suszarkę, podłączyła do prądu i ponownie stając przed lustrem, zaczęła suszyć wilgotne włosy. Po 15 minutach wyciągnęła wtyczkę z kontaktu i schowała urządzenie na dawne miejsce. Ubrała pierwsze lepsze ubranie i zeszła na parter. Przysiadła na swoim zwykłym miejscu i sięgnęła po gazetę ojca. O dziwo dopiero po chwili spostrzegła się, że nikt jej nie próbował jej odebrać, jak to się zdarzało każdego poranka. Widocznie była zbyt zamyślona, aby zauważyć, że dom jest pusty.
- Mamo? - krzyknęła, by upewnić się, że jej rodzicielka z pewnością jest poza domem.
- Tato? - krzyknęła po raz drugi, lecz znowu odpowiedziała jej cisza. Odgarnęła z czoła grzywkę, rozglądając się po kuchni. Odłożyła gazetę starając się przypomnieć, by któreś z rodziców wspominało coś o tak wczesnym wyjeździe. Bo gdziekolwiek byli, to mieli powód, by tam być.
- Mogliby mnie chociaż powiadomić... - szepnęła do siebie, wstając z krzesła i podchodząc do czajnika, by zagotować wodę na herbatę.
Oparła się o blat, chwytając w rękę telefon. Wykręciła numer ojca. Usłyszała sygnał. Potem znowu. I znowu. W końcu zdenerwowana odrzuciła aparat, zaciskając usta w pionową kreskę
- Najlepiej mnie olać. - sapnęła, sięgając po kubek. Wrzuciła do niego torebkę herbaty, a potem zalała wodą. Posłodziła, kierując wzrok na zegar zawieszony na ścianie.
Upiła łyk napoju, by zaraz potem wypaść z kuchni po torbę do szkoły.  Założyła ją na ramię i zapominając o wcześniejszej wściekłości na rodziców, wyciągnęła po raz kolejny telefon.
- Mamo, odbierz... - wyszeptała, idąc szybkim krokiem ulicami Londynu.
- Tutaj Jessica Lovato, nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału... 
Zanim jeszcze usłyszała charakterystyczne piknięcie, nacisnęła palcem na czerwoną słuchawkę. Pokręciła niedowierzająco głową i puściła się biegiem wiedząc, że jeśli nie pobiegnie, spóźni się do szkoły, a to by się wiązało z przykrymi konsekwencjami. 

Harry
- Sześć, siedem... - zaczął liczyć robione w tym czasie pompki,rozglądając się co jakiś czas po placu. Gdy dojrzał grupkę roześmianych dziewcząt niedaleko wielkiego dębu, uniósł jedną rękę ku górze, zaczynając podnosić ciężar swojego ciała na prawej ręce.
- Sto dziewięćdziesiąt dziewięć, dwieście! - krzyknął,wstając podskokiem. Dziewczęta uśmiechnęły się do niego zalotnie, a on chwytając w rękę butelkę z wodą, pomachał do nich. Wziął jednego łyka wody. Jego język krótko jednak delektował się smakiem przezroczystej cieczy, gdyż nagle Styles wypluł ją całą na ziemię. Spojrzał na etykietkę i w tym samym czasie usłyszał klik, charakterystyczny dla długopisów.
- Natychmiastowe zwrócenie. - stojący przed nim brunet zaczął notować coś na podkładce, biorąc od niego butelkę. - Efekty uboczne...
Odłożył długopis i podkładkę na ławkę, patrząc Harryemu do oczu za pomocą lampki, sprawdzając, czy ma gorączkę i karząc pokazywać język.
- Lekko niebieski język... - skomentował Jonas, znów coś notując. Styles momentalnie wywalił narząd na wierzch, próbując zidentyfikować, czy rzeczywiście ma kolor smerfów.
- Nick, co ty do cholery jasnej wyrabiasz? - wybuchnął w końcu, gdy Jonas brał próbkę wody z butelki.
- Sprawdzam, jak człowiek reaguje na moje zadanie z biologii. Nic strasznego, zmieszałem ze sobą kilka niejadalnych składników...No cóż, myślałem, że będzie lepiej. - wyjaśnił, a Harry jęknął cicho. Spojrzał jeszcze raz w kierunku drzewa, gdzie spodziewał się ujrzeć studentki. Nie było ich.
- Dlaczego się za nimi uganiasz? - zapytał Nick, na co Styles tylko prychnął. Chwytając bluzę od dresu, skierował się do szkoły, gdzie spodziewał się uciec jak najdalej od Jonasa.
Stawiając coraz to większe kroki, spojrzał na niebo. Czarne chmury zasłoniły całe sklepienie, wywołując tym samym u Harryego złe przeczucia. Poczuł pierwszą kroplę na policzku. Drugą na nosie. Ściągając bluzę z ramion i zakładając ją na głowę tak, że chociaż w połowie go zasłaniała, puścił się biegiem ku budynkowi. Zanim dotarł do drzwi, jego cały dres przemókł.
- Nie mogłeś dwie sekundy później?! - krzyknął, ciągnąc za klamkę i patrząc z oburzeniem na niebo. Gdzieś zagrzmiało. To pewnie znaczyło, że nie. Ściągając przemoczony dres, zamknął drzwi i skierował się na schody. Zaraz potem szklaną powierzchnią ponownie trzasnęło, a Styles odwrócił się na pięcie.Wybuchnął śmiechem, gdy zobaczył mokrą podkładkę Jonasa.
- Twoje doświadczenie szlag trafił. - skomentował z uśmiechem na ustach kędzierzawy i poszedł w górę schodów. Pech chciał, że akurat na wyższym stopniu stał dyrektor z kawą i kilkoma książkami wepchniętymi pod ramię. Harry naparł na niego całym swoim ciałem sprawiając, że ciepła ciecz wypłynęła z szklanki i znalazła się na przemoczonym dresie chłopaka. Jako, że pan Shannon był człowiekiem awanturniczym i żądał sprawiedliwości za wszystkie czyny, momentalnie wskazał palcem w stronę drzwi od jego gabinetu. Styles spojrzał na niego błagalnym wzrokiem, jednak ten wyminął go i z pustą filiżanką po kawie, udał się do gabinetu. Chłopak chcąc nie chcąc, poszedł za nim.
- O, a cóż to? - usłyszał, gdy przechodził przez hol.Spojrzał w tamtą stronę i coś w nim zawrzało, kiedy zobaczył Jonasa. - Czyżby "szlag" przeniósł się na twoje dzisiejsze plany? A to pech.
- Nie wnerwiaj mnie. - skwitował to, zaciskając dłonie w pięści. Dzisiaj w jego domu miała odbyć się impreza na całe miasteczko. Jeszcze nie wiedział, jak się mieliby tam pomieścić, ale już dłużej nie musiał się o to martwić.Wezwanie do gabinetu dyrektora było równoznaczne ze szlabanem od ojca.
Wraz z otwarciem drzwi do pokoju nauczycielskiego, do nozdrzy Harryego dopłynął tak dobrze znany zapach kuchennego sherry pomieszanego z dynem tytoniowym.
- Cate! - krzyknął, patrząc na swoją sekretarkę. Ta pomachała do niego zalotnie, a potem przeniosła wzrok na Hazzę.
- To już dwudziesty raz w tym tygodniu... - skomentowała z politowaniem.
- Miło, że pani to liczy... - wykrztusił, zanim nie poczuł na swoim ramieniu silnej dłoni dyrektora. Kolana się pod nim ugięły, a Shannon stał niewzruszony, wpatrując się z uśmiechem w zakłopotaną sekretarkę. Pociągnął go za sobą do gabinetu, nie omieszkując przy tym zatrzepotać rzęsami do pani Cate.
- Jakież to męskie... - szepnął Harry, a zaraz potem usiadł na krześle. Jak się okazało, nie był sam w gabinecie. Sąsiednie krzesło zajmowała niewinnie wyglądająca dziewczyna, która prawdopodobnie byłaby ostatnią osobą, którą Harry posądziłby o jakieś wykroczenie. Uśmiechnął się do niej, jednak ta skryła się za trzymaną w rękach książkę do matematyki.
- Tworzysz barierę? - uśmiechnął się, rozglądając się po gabinecie. Shannon akurat nalewał do pustej filiżanki drugą porcję kawy. Harry chwycił za krzesło i przybliżył się do dziewczyny, wywołując tym samym stuknięcia nóg krzesła o podłogę. Dyrektor obrócił się i spojrzał na uczniów podejrzanym wzrokiem. Hazza wytrzeszczył zęby w szerokim uśmiechu,opierając się wygodnie o fotel.
- Jestem Harry. - szepnął, stukając knykciami w podręcznik.
- Cher. - usłyszał zza książki, która zaraz potem wylądowała na kolanach dziewczyny. W tym samym momencie dyrektor zajął miejsce za biurkiem, mieszając łyżeczką w cieczy.
- Chyba oboje wiecie, dlaczego się tutaj znaleźliście... - zaczął,oblizując sztuciec.
- No ja właśnie nie bardzo... - zaczął kędzierzawy, jednak zaraz potem Shannon uderzył swoją wielką dłonią w blat biurka,wywołując tym samym u Harryego palpitacje.
- Jesteście tutaj, ponieważ każde z was zaliczyło dzisiaj wtopę,wykroczenie godne kary. Jeśli wciąż nie wiecie o co chodzi, mogę wam przypomnieć, a wy łaskawie posłuchacie. - powiedział na jednym wydechu, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Harry zamrugał kilka razy zastanawiając się, czy Shannon bardziej przypomina wkurzonego buldoga czy wygłodzonego hipopotama.
- Już wiem. - powiedział Styles po chwili namysłu.
Bardziej przypomina buldoga.
- Chłopcze, czy ty coś ćpałeś? - zapytał dyrektor,obchodząc biurko i patrząc na Harryego z przymrużonymi oczami. Styles zmarszczył brwi.
- Wystaw język. - nakazał Shannon, a po plecach kędzierzawego przeszły ciarki. Otworzył buzię i wykonał polecenie dyrektora.Gdy ten zobaczył niebieski język, otworzył szeroko oczy i chwycił kędzierzawego za ucho.
- Ty już pożałujesz... - skomentował, wyprowadzając go do pokoju nauczycielskiego.
- Ale to eksperyment przyjaciela! - krzyknął, a Shannon zatrzymał się w pół drogi.
- Eksperyment, powiadasz? Jakieś nowe narkotyki, koks? - zapytał, a wszyscy obecni w pomieszczeniu spojrzeli na nich ze zdziwieniem. Nawet Lloyd wyjrzała zza framugi drzwi.
-Nick Jonas  może to potwierdzić, ma jeszcze próbkę. -powiedział błagalnym wzorkiem kędzierzawy modląc się w duchu, by Nick był gotów mu pomóc. Shannon puścił zaczerwienione ucho Stylesa, które ten momentalnie zaczął masować. Dyrektor szepnął coś do sekretarki, która wybiegła z gabinetu, prawdopodobnie w poszukiwaniu Nicka.
- Wracać do gabinetu. - nakazał buldog, pchając Harryego w stronę pomieszczenia.
- Skoro i tak miałem wrócić, to po co mnie pan wyprowadzał?- zapytał, próbując zrozumieć, jednak zaraz pojął swój błąd.
- Uważaj na słowa. - mruknął Shannon, siadając za biurkiem.
- A ty, młoda damo... Co cię skłoniło do podkładania jakiegoś durnego pierdofona do klasy językowej? - zapytał, patrząc ze zdziwieniem na Cher. Styles z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Ta, zaczerwieniona, wzruszyła tylko ramionami.
- Uwaga negatywna. - wydał zarządzenie, a dziewczyna poruszyła się niespokojnie. Zaraz potem wyparowała z gabinetu, unikając wzroku dyrektora. Styles pomachał jej, jednak nie doczekał się odpowiedzi. Dosłownie trzy sekundy po wyjściu Lloyd, w drzwiach pojawił się Nick.
- Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nie macie dowodów.- wypalił, siadając na miejscu uprzednio zajmowanym przez Cher. Harry walnął się z otwartej dłoni w czoło, zastanawiając się,jak głupim trzeba być, by powiedzieć coś takiego.
- Czy błękitny język Harryego Stylesa to element twojego eksperymentu? - zapytał Shannon, ignorując wcześniejsze słowa Jonasa. Ten ostatni przypatrzył się kędzierzawemu, a potem kiwnął głową.
- Był to eksperyment na biologię, mam jeszcze próbkę...
- Nie trzeba. - rzekł dyrektor, powstrzymując Nicka przed zanurzeniem ręki w swojej torbie. - Jesteś wolny.
- A ty... - powiedział, patrząc na Stylesa. - uwaga negatywna i powiadomienie ojca o Twojej małej wizycie. Nalegał, bym go informował za każdym razem.
Harry jęknął, a potem opuścił gabinet. Spojrzał piorunującym wzrokiem na Nicka, a potem udał się do klasy matematycznej.
- Co ci strzeliło do głowy, żeby walnąć taki tekst?! - krzyknął,kiedy znaleźli się w bezpiecznej odległości od uszu buldoga.
- Myślałem, że znaleźli mój arsenał... - nie dokończył, zatykając sobie usta rękoma.
- Nic mnie nie obchodzi twój arsenał czegoś tam. - minęli posąg jakiegoś naukowca - po prostu mogłeś się bardziej wysilić.
- Mów za siebie! Jak niby się tam znalazłeś? - odgryzł się Jonas, patrząc na Harryego.
- Wylana kawa i kilka zgryźliwych uwag. - odpowiedział, uśmiechając się. Pchnął drzwi do klasy, a potem zajął swoje zwykłe miejsce. - ale nie składam reklamacji. Poznałem kogoś.
- Ty codziennie kogoś poznajesz. - prychnął Nicholas. - A potem poznajesz kogoś jeszcze innego i ten pierwszy nagle przestaje dla ciebie istnieć.
- Tym razem tak nie będzie, naprawdę. A nawet jeśli, to musiałbym poznać jakąś cholernie zajebistą dziewczynę. - zaśmiał się kędzierzawy, wyciągając potrzebne książki i piórnik z torby.
- Nie mów nic takiego, skoro i tak jutro będziesz miał kogoś innego. 
- Rymujesz, kochanie. - Styles puścił oczko do Jonasa, a ten uśmiechnął się.
Jak niewiele trzeba, żeby ten mały głupek znowu się uśmiechał...
***
Bardzo krótko, następnym razem będzie lepiej. Znaczna część pochodzi z MOJEGO dawnego opowiadania, także nic nie skopiowałam :). Enjoy!

9 komentarzy:

  1. Jak ja wielbię twoje blogi *o* widzę, że... wykorzystałaś coś co mi powiedziałaś :o ALE BLOG CACY ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznę może od tego, że na Twojego bloga trafiłam poprzez Twittera. Widząc nagłówek z Demi Lovato i jednym z chłopaków z zespołu One Direction, miałam ochotę opuścić aktualną zakładkę i ponownie spojrzeć na stronę główną TT. Nie ukrywam, że jestem fanką Demi Lovato, a jeśli zaś chodzi o członków z zespołu 1D, to jestem wobec nic wrogo nastawiona. Nie zmienia to jednak faktu, że z zaciśniętymi zębami spojrzałam na prolog. Był krótki i chyba tylko dlatego go przeczytałam. Przyznam, że mi się spodobał. Potem zaś przystąpiłam do zapoznawania się z rozdziałem pierwszym. Również przypadł do mojego gustu. Masz naprawdę ciekawy styl pisania. Posługujesz się poprawną polszczyzną i robisz to w bardzo nietuzinkowy sposób. Z tego co udało mi się ustalić, masz czternaście lat i to mnie szokuje. Dałabym Ci o wiele więcej. Zapewne to przez ten język. Jest bardzo bogaty i na wysokim poziomie. Piszesz lepiej ode mnie. Zazdroszczę Ci umiejętności budowania tak przecudnych zdań. Jesteś wielka! Mogę dołączyć Cię do niewielkiego grona pisarzy, którzy są moją inspiracją i motywacją do pisania. Dzięki Tobie mam chęć próbować być kimś lepszym. Chciałabym móc Ci dorównać w pisaniu i czerpać z tego jak najwięcej radości. Podziwiam Cię. Jestem zdumiona i zachwycona. Wymyśliłaś bardzo ciekawą fabułę. Nie czytałam wcześniej Twoich opowiadań, więc to dla mnie nowość, kolejne nowe doświadczenie. Jestem na tyle zaciekawiona treścią, że zniosę nawet postać Harry'ego. W końcu czasem w życiu pojawiają się jakieś wyjątki, prawda? Ty będziesz dla mnie takim oto wyjątkiem od stałej reguły. Jeśli zaś chodzi o szablon to jest przecudowny. Zakochałam się. Świetna robota! Wszystko dopracowane, brak żadnej skazy. Perfekcja. Ideał. Cudo!
    Już nie mogę się doczekać kolejnego postu. Czy mogłabyś mnie informować poprzez Twittera o nowych rozdziałach (moja nazwa: @totakeadrug)? Byłabym Ci naprawdę bardzo wdzięczna. [everything-pass.blogspot.com]
    Pozdrawiam cieplutko!

    P.S. Przepraszam za tą paskudną jakość komentarza, ale ostatnio nic mi nie wychodzi, ech. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i sprawiłaś, że zaniemówiłam. Kompletnie nie wiem, co Ci odpisać. Takie komentarze mnie budują i zachęcają do dalszego pisania... Jestem pewna, że nie piszę lepiej od Ciebie, skoro ja wciąż się uczę ;). Chciałabym wyrazić tutaj, jak bardzo mi pomogłaś i zmotywowałaś, ale kurde nie mam jak, gdyż nie wiem, jak to ubrać w słowa! Dziękuję za taki komentarz, chętnie wpadnę do Ciebie i poczytam, co stworzyłaś ♥ Jeszcze raz dziękuję! <3

      Usuń
  3. Ach, jak miło widzieć i czytać blog z myślą, że miało się w niego jakiś drobny wkład. Ale mniejsza oto. Mówiąc szczerze - nie lubię ani Jonasów, ani Lovato. Najzwyczajniej w świecie źle mi się kojarzą. Ale momyślałam, że jeśli już zaczęłam czytać, to zostanę odrobinkę dłużej. Tym sposobem doczytałam do końca. Rozdział przekomiczny i na prawdę mi się podoba. Szczególnie sposób, w jaki przedstawiasz nam Stylsa. Uwielbiam go, krótko mówiąc. Dodam do linków i będę czekać na kolejne. Weny życzę.
    www.ostatni-oddech.blogspot.com

    P.S: Polecam wyłączyć w Ustawieniach kody obrazkowe z komentarzy :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tak Cię to wciągnęło ♥ Jeszcze raz dziękuję za ten szablon, jest genialny :D. Dziękuję również za taką opinię, zaraz idę kończyć czytać Twój blog <3

      Usuń
  4. No więc tak do puki nie było z punktu widzenia Harrego to czytałam to z otwartymi ustami!! A jak już z punktu Harrego to z zacieszem hahaha uwielbaim to. A teraz dziwny tekst: TO JEST JAK NARKOTYK CHCE WIĘCEJ!!!OLOS

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo będzie więcej, bo od wczoraj mam taką nieziemską wenę :P

      Usuń
  5. To jest świetne! Zresztą jak wszystko co Ty piszesz! Podoba mi się to zestawienie. Demi, która życie ma raczej pod górkę i cóż... Wydaje się być osamotniona. I Harry. Zwykły nastolatek, którego spotkać można wszędzie. Lekko zarozumiały. (takie odniosłam wrażenie.) zwariowany i impulsywny. Oni są jak ogień i woda. Ale jak wiemy czasami takie przeciwieństwa świetnie się ze sobą zestawiają. I ja wierzę że podobnie będzie z nimi :)

    OdpowiedzUsuń