Soundtrack:
Ed Sheeran - Give me love
Dedykacja:
Dla Wioli za to, jak bardzo potrafi mi pomóc.
Demi
Podeszła
po raz kolejny do okrągłego lustra i jeszcze raz zmierzyła
wzrokiem budowę swojego ciała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech,
gdy uświadomiła sobie, jak bardzo schudła. Wprawdzie wszyscy jej
wmawiali, że i tak ma świetną budowę, ale ona nie czuła się w
niej dobrze i postanowiła ją zmienić. I jej się udało.
Owinęła
się szczelniej ręcznikiem, a potem skierowała swoje nadgarstki w
stronę zwierciadła. Blizny po cięciach wciąż były widoczne,
jednak gdy tak na nie patrzyła miała wrażenie, że nie zrobiła
ich tylko z powodu bólu. Teraz miały jej przypomnieć, przez
co musiała przechodzić i z czym sobie poradziła. Bo wszystkie jej
dawne problemy w końcu zniknęły.
Usłyszała
na schodach kroki, a potem oderwała wzrok od lustra. Spodziewała
się wpadnięcia do jej pokoju taty z zapytaniem, czy widziała jego
kolejną zgubę. Ostatnio zdarzało mu się bardzo często coś
gubić. Twierdził, że to roztargnienie spowodowane nadgodzinami w
pracy. Może i miał racje...
Gdy
kroki ustały, gdzieś na dole rozległ się dźwięk zatrzaskiwanych
drzwi. Dziewczyna ponownie odrzuciła ręcznik na podłogę.
Odwróciła się plecami do zwierciadła, by po raz kolejny
przypomnieć sobie, kim jest.
Fighter.
Wytatuowała
sobie ten napis na ramieniu zaraz po wyjściu z kliniki. Po
zakończeniu odwyku i po rozpoczęciu nowego życia. Lepszego, w
którym mogła być wolna.
Nałożyła
po raz drugi ręcznik na już i tak suche ciało i usiadła na łóżku.
Wzięła jeden głębszy oddech i sięgnęła ręką do szuflady.
Wyciągnęła zwitek pergaminu, który zdążył już obejść
całą jej rodzinę. Który został napisany przed jej pierwszą
próbą samobójczą, gdy była słaba jak nigdy
przedtem.
Dla
mnie to wszystko jest ciężarem. Codzienne budzenie się i
zastanawianie, ile jeszcze zostało. Odwieczne pytanie, na które
nie jestem w stanie odpowiedzieć. Dla mnie wszyscy za dużo znaczą.
Nie potrafię ich zranić i wracam do nich, kiedy oni zranią mnie.
Choćbym nie wiem jak bardzo ich nienawidziła - nie potrafię. Chcę
ich nienawidzić. Chcę być człowiekiem niezależnym od wszystkich
i od wszystkiego. Wszystko. Tak odległe słowo, tak bliskie
znaczenie. Od tematu, do tematu, od kropki, do przecinka. Tak wygląda
moje rozmyślanie. Bo niby nigdy nie kończę tematu. Nie ma sensu.
On nigdy nie będzie skończony. Nic się nie kończy. Każde nasze
spojrzenie, czy uśmiech. Ono trwa. Nie zakończy się. Bo po co?
Dlaczego coś tak wspaniałego jak pocałunek musi zakończyć się w
jednej chwili? Dlaczego nie może trwać wiecznie? To TRWA wiecznie.
W każdym przypadku. Tylko my o tym zapominamy. I tu pojawia się
nasz błąd. Błąd, który popełnia każde stworzenie
ludzkie, które nie warte jest zapomnienia. NIC nie jest warte
zapomnienia. Wszystko należy pamiętać. Każdą śmierć, łzę czy
chwilę cierpienia. Bo to nas buduje. Dzięki temu jesteśmy tym, kim
jesteśmy. I ja pomimo wszystko dziękuję za każdą ranę i każdą
karę zadaną sobie. Dziękuję za każdą godzinę płaczu, bądź
samotności. Dziękuję za mój ból, który
odczuwam codziennie. Nauczyłam się go akceptować i dziękuję za
to. Dziękuję przede wszystkim Wam. Bo przez Was płakałam, czułam
się źle. Budowaliście mnie z każdym dniem i ja to doceniam. Po
złym zawsze następuje dobro. Żeby było dobrze, najpierw musi być
źle. To prawo wszechświata. Wszechświat... My, zwierzęta,
gwiazdy, planety i wiele, wiele więcej. To wszystko ma swój
rytm, który nazywamy życiem. Wszystko trwa wiecznie. Nic nie
przemija. Niczego nie zapomnij. Bo niesiesz brzemię swojej duszy,
swojego oddechu i poznania. Co ja niosę? Niosę swoje oczy, usta i
nos. Dla mnie wszystko się już skończyło tam, gdzie zaczęło. Ja
już jestem wolna. I dziękuję za to.
Jestem
tylko marnym kłamcą. Nie ufam już sobie samej. Pewnego dnia i
siebie okłamię. Za wszystkie krzywdy przepraszam, aczkolwiek nie są
warte zapomnienia. Tak więc proszę Was tu i teraz - nie
zapominajcie o mnie do momentu, w którym będziecie wolni. Jak
każdy inny - nie jestem warta zapomnienia...
Zacisnęła
kartkę w ręce, zgniatając ją jeszcze bardziej. Z jej oczu
wypłynęła pierwsza łza, rozpoczynając tym samym cały potok
innych. Odłożyła list, nie chcąc, by którykolwiek z
domowników zobaczył ją w takim stanie. Przetarła dłonią
oczy i wstała z posłania. Chwyciła w rękę suszarkę, podłączyła
do prądu i ponownie stając przed lustrem, zaczęła suszyć
wilgotne włosy. Po 15 minutach wyciągnęła wtyczkę z kontaktu i
schowała urządzenie na dawne miejsce. Ubrała pierwsze lepsze
ubranie i zeszła na parter. Przysiadła na swoim zwykłym miejscu i
sięgnęła po gazetę ojca. O dziwo dopiero po chwili spostrzegła
się, że nikt jej nie próbował jej odebrać, jak to się
zdarzało każdego poranka. Widocznie była zbyt zamyślona, aby
zauważyć, że dom jest pusty.
-
Mamo? - krzyknęła, by upewnić się, że jej rodzicielka z
pewnością jest poza domem.
-
Tato? - krzyknęła po raz drugi, lecz znowu odpowiedziała jej
cisza. Odgarnęła z czoła grzywkę, rozglądając się po kuchni.
Odłożyła gazetę starając się przypomnieć, by któreś z
rodziców wspominało coś o tak wczesnym wyjeździe. Bo
gdziekolwiek byli, to mieli powód, by tam być.
-
Mogliby mnie chociaż powiadomić... - szepnęła do siebie, wstając
z krzesła i podchodząc do czajnika, by zagotować wodę na herbatę.
Oparła
się o blat, chwytając w rękę telefon. Wykręciła numer ojca.
Usłyszała sygnał. Potem znowu. I znowu. W końcu zdenerwowana
odrzuciła aparat, zaciskając usta w pionową kreskę
-
Najlepiej mnie olać. - sapnęła, sięgając po kubek. Wrzuciła do
niego torebkę herbaty, a potem zalała wodą. Posłodziła, kierując
wzrok na zegar zawieszony na ścianie.
Upiła
łyk napoju, by zaraz potem wypaść z kuchni po torbę do szkoły.
Założyła ją na ramię i zapominając o wcześniejszej wściekłości
na rodziców, wyciągnęła po raz kolejny telefon.
-
Mamo, odbierz... - wyszeptała, idąc szybkim krokiem ulicami
Londynu.
-
Tutaj Jessica Lovato, nie mogę teraz rozmawiać, zostaw wiadomość
po usłyszeniu sygnału...
Zanim
jeszcze usłyszała charakterystyczne piknięcie, nacisnęła palcem
na czerwoną słuchawkę. Pokręciła niedowierzająco głową i
puściła się biegiem wiedząc, że jeśli nie pobiegnie, spóźni
się do szkoły, a to by się wiązało z przykrymi konsekwencjami.
Harry
-
Sześć, siedem... - zaczął liczyć robione w tym czasie
pompki,rozglądając się co jakiś czas po placu. Gdy dojrzał
grupkę roześmianych dziewcząt niedaleko wielkiego dębu, uniósł
jedną rękę ku górze, zaczynając podnosić ciężar swojego
ciała na prawej ręce.
-
Sto dziewięćdziesiąt dziewięć, dwieście! - krzyknął,wstając
podskokiem. Dziewczęta uśmiechnęły się do niego zalotnie, a on
chwytając w rękę butelkę z wodą, pomachał do nich. Wziął
jednego łyka wody. Jego język krótko jednak delektował się
smakiem przezroczystej cieczy, gdyż nagle Styles wypluł ją całą
na ziemię. Spojrzał na etykietkę i w tym samym czasie usłyszał
klik, charakterystyczny dla długopisów.
-
Natychmiastowe zwrócenie. - stojący przed nim brunet zaczął
notować coś na podkładce, biorąc od niego butelkę. - Efekty
uboczne...
Odłożył
długopis i podkładkę na ławkę, patrząc Harryemu do oczu za
pomocą lampki, sprawdzając, czy ma gorączkę i karząc pokazywać
język.
-
Lekko niebieski język... - skomentował Jonas, znów coś
notując. Styles momentalnie wywalił narząd na wierzch, próbując
zidentyfikować, czy rzeczywiście ma kolor smerfów.
-
Nick, co ty do cholery jasnej wyrabiasz? - wybuchnął w końcu, gdy
Jonas brał próbkę wody z butelki.
-
Sprawdzam, jak człowiek reaguje na moje zadanie z biologii. Nic
strasznego, zmieszałem ze sobą kilka niejadalnych składników...No
cóż, myślałem, że będzie lepiej. - wyjaśnił, a Harry
jęknął cicho. Spojrzał jeszcze raz w kierunku drzewa, gdzie
spodziewał się ujrzeć studentki. Nie było ich.
-
Dlaczego się za nimi uganiasz? - zapytał Nick, na co Styles tylko
prychnął. Chwytając bluzę od dresu, skierował się do szkoły,
gdzie spodziewał się uciec jak najdalej od Jonasa.
Stawiając
coraz to większe kroki, spojrzał na niebo. Czarne chmury zasłoniły
całe sklepienie, wywołując tym samym u Harryego złe przeczucia.
Poczuł pierwszą kroplę na policzku. Drugą na nosie. Ściągając
bluzę z ramion i zakładając ją na głowę tak, że chociaż w
połowie go zasłaniała, puścił się biegiem ku budynkowi. Zanim
dotarł do drzwi, jego cały dres przemókł.
-
Nie mogłeś dwie sekundy później?! - krzyknął, ciągnąc
za klamkę i patrząc z oburzeniem na niebo. Gdzieś zagrzmiało. To
pewnie znaczyło, że nie. Ściągając przemoczony dres, zamknął
drzwi i skierował się na schody. Zaraz potem szklaną powierzchnią
ponownie trzasnęło, a Styles odwrócił się na
pięcie.Wybuchnął śmiechem, gdy zobaczył mokrą podkładkę
Jonasa.
-
Twoje doświadczenie szlag trafił. - skomentował z uśmiechem na
ustach kędzierzawy i poszedł w górę schodów. Pech
chciał, że akurat na wyższym stopniu stał dyrektor z kawą i
kilkoma książkami wepchniętymi pod ramię. Harry naparł na niego
całym swoim ciałem sprawiając, że ciepła ciecz wypłynęła z
szklanki i znalazła się na przemoczonym dresie chłopaka. Jako, że
pan Shannon był człowiekiem awanturniczym i żądał
sprawiedliwości za wszystkie czyny, momentalnie wskazał palcem w
stronę drzwi od jego gabinetu. Styles spojrzał na niego błagalnym
wzrokiem, jednak ten wyminął go i z pustą filiżanką po kawie,
udał się do gabinetu. Chłopak chcąc nie chcąc, poszedł za nim.
- O,
a cóż to? - usłyszał, gdy przechodził przez hol.Spojrzał
w tamtą stronę i coś w nim zawrzało, kiedy zobaczył Jonasa. -
Czyżby "szlag" przeniósł się na twoje dzisiejsze
plany? A to pech.
-
Nie wnerwiaj mnie. - skwitował to, zaciskając dłonie w pięści.
Dzisiaj w jego domu miała odbyć się impreza na całe miasteczko.
Jeszcze nie wiedział, jak się mieliby tam pomieścić, ale już
dłużej nie musiał się o to martwić.Wezwanie do gabinetu
dyrektora było równoznaczne ze szlabanem od ojca.
Wraz
z otwarciem drzwi do pokoju nauczycielskiego, do nozdrzy Harryego
dopłynął tak dobrze znany zapach kuchennego sherry pomieszanego z
dynem tytoniowym.
-
Cate! - krzyknął, patrząc na swoją sekretarkę. Ta pomachała do
niego zalotnie, a potem przeniosła wzrok na Hazzę.
- To
już dwudziesty raz w tym tygodniu... - skomentowała z politowaniem.
-
Miło, że pani to liczy... - wykrztusił, zanim nie poczuł na swoim
ramieniu silnej dłoni dyrektora. Kolana się pod nim ugięły, a
Shannon stał niewzruszony, wpatrując się z uśmiechem w
zakłopotaną sekretarkę. Pociągnął go za sobą do gabinetu, nie
omieszkując przy tym zatrzepotać rzęsami do pani Cate.
-
Jakież to męskie... - szepnął Harry, a zaraz potem usiadł na
krześle. Jak się okazało, nie był sam w gabinecie. Sąsiednie
krzesło zajmowała niewinnie wyglądająca dziewczyna, która
prawdopodobnie byłaby ostatnią osobą, którą Harry
posądziłby o jakieś wykroczenie. Uśmiechnął się do niej,
jednak ta skryła się za trzymaną w rękach książkę do
matematyki.
-
Tworzysz barierę? - uśmiechnął się, rozglądając się po
gabinecie. Shannon akurat nalewał do pustej filiżanki drugą porcję
kawy. Harry chwycił za krzesło i przybliżył się do dziewczyny,
wywołując tym samym stuknięcia nóg krzesła o podłogę.
Dyrektor obrócił się i spojrzał na uczniów
podejrzanym wzrokiem. Hazza wytrzeszczył zęby w szerokim
uśmiechu,opierając się wygodnie o fotel.
-
Jestem Harry. - szepnął, stukając knykciami w podręcznik.
-
Cher. - usłyszał zza książki, która zaraz potem wylądowała
na kolanach dziewczyny. W tym samym momencie dyrektor zajął miejsce
za biurkiem, mieszając łyżeczką w cieczy.
-
Chyba oboje wiecie, dlaczego się tutaj znaleźliście... -
zaczął,oblizując sztuciec.
- No
ja właśnie nie bardzo... - zaczął kędzierzawy, jednak zaraz
potem Shannon uderzył swoją wielką dłonią w blat
biurka,wywołując tym samym u Harryego palpitacje.
-
Jesteście tutaj, ponieważ każde z was zaliczyło dzisiaj
wtopę,wykroczenie godne kary. Jeśli wciąż nie wiecie o co chodzi,
mogę wam przypomnieć, a wy łaskawie posłuchacie. - powiedział na
jednym wydechu, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Harry
zamrugał kilka razy zastanawiając się, czy Shannon bardziej
przypomina wkurzonego buldoga czy wygłodzonego hipopotama.
-
Już wiem. - powiedział Styles po chwili namysłu.
Bardziej
przypomina buldoga.
-
Chłopcze, czy ty coś ćpałeś? - zapytał dyrektor,obchodząc
biurko i patrząc na Harryego z przymrużonymi oczami. Styles
zmarszczył brwi.
-
Wystaw język. - nakazał Shannon, a po plecach kędzierzawego
przeszły ciarki. Otworzył buzię i wykonał polecenie dyrektora.Gdy
ten zobaczył niebieski język, otworzył szeroko oczy i chwycił
kędzierzawego za ucho.
- Ty
już pożałujesz... - skomentował, wyprowadzając go do pokoju
nauczycielskiego.
-
Ale to eksperyment przyjaciela! - krzyknął, a Shannon zatrzymał
się w pół drogi.
-
Eksperyment, powiadasz? Jakieś nowe narkotyki, koks? - zapytał, a
wszyscy obecni w pomieszczeniu spojrzeli na nich ze zdziwieniem.
Nawet Lloyd wyjrzała zza framugi drzwi.
-Nick
Jonas może to potwierdzić, ma jeszcze próbkę.
-powiedział błagalnym wzorkiem kędzierzawy modląc się w duchu,
by Nick był gotów mu pomóc. Shannon puścił
zaczerwienione ucho Stylesa, które ten momentalnie zaczął
masować. Dyrektor szepnął coś do sekretarki, która
wybiegła z gabinetu, prawdopodobnie w poszukiwaniu Nicka.
-
Wracać do gabinetu. - nakazał buldog, pchając Harryego w
stronę pomieszczenia.
-
Skoro i tak miałem wrócić, to po co mnie pan wyprowadzał?-
zapytał, próbując zrozumieć, jednak zaraz pojął swój
błąd.
-
Uważaj na słowa. - mruknął Shannon, siadając za biurkiem.
- A
ty, młoda damo... Co cię skłoniło do podkładania jakiegoś
durnego pierdofona do klasy językowej? - zapytał, patrząc
ze zdziwieniem na Cher. Styles z trudem powstrzymał wybuch śmiechu.
Ta, zaczerwieniona, wzruszyła tylko ramionami.
-
Uwaga negatywna. - wydał zarządzenie, a dziewczyna poruszyła się
niespokojnie. Zaraz potem wyparowała z gabinetu, unikając wzroku
dyrektora. Styles pomachał jej, jednak nie doczekał się
odpowiedzi. Dosłownie trzy sekundy po wyjściu Lloyd, w drzwiach
pojawił się Nick.
-
Nic nie widziałem, nic nie słyszałem, nie macie dowodów.-
wypalił, siadając na miejscu uprzednio zajmowanym przez Cher. Harry
walnął się z otwartej dłoni w czoło, zastanawiając się,jak
głupim trzeba być, by powiedzieć coś takiego.
-
Czy błękitny język Harryego Stylesa to element twojego
eksperymentu? - zapytał Shannon, ignorując wcześniejsze słowa
Jonasa. Ten ostatni przypatrzył się kędzierzawemu, a potem kiwnął
głową.
-
Był to eksperyment na biologię, mam jeszcze próbkę...
-
Nie trzeba. - rzekł dyrektor, powstrzymując Nicka przed zanurzeniem
ręki w swojej torbie. - Jesteś wolny.
- A
ty... - powiedział, patrząc na Stylesa. - uwaga negatywna i
powiadomienie ojca o Twojej małej wizycie. Nalegał, bym go
informował za każdym razem.
Harry
jęknął, a potem opuścił gabinet. Spojrzał piorunującym
wzrokiem na Nicka, a potem udał się do klasy matematycznej.
- Co
ci strzeliło do głowy, żeby walnąć taki tekst?! - krzyknął,kiedy
znaleźli się w bezpiecznej odległości od uszu buldoga.
-
Myślałem, że znaleźli mój arsenał... - nie dokończył,
zatykając sobie usta rękoma.
-
Nic mnie nie obchodzi twój arsenał czegoś tam. - minęli
posąg jakiegoś naukowca - po prostu mogłeś się bardziej wysilić.
-
Mów za siebie! Jak niby się tam znalazłeś? - odgryzł się
Jonas, patrząc na Harryego.
-
Wylana kawa i kilka zgryźliwych uwag. - odpowiedział, uśmiechając
się. Pchnął drzwi do klasy, a potem zajął swoje zwykłe miejsce.
- ale nie składam reklamacji. Poznałem kogoś.
- Ty
codziennie kogoś poznajesz. - prychnął Nicholas. - A potem
poznajesz kogoś jeszcze innego i ten pierwszy nagle przestaje dla
ciebie istnieć.
-
Tym razem tak nie będzie, naprawdę. A nawet jeśli, to musiałbym
poznać jakąś cholernie zajebistą dziewczynę. - zaśmiał się
kędzierzawy, wyciągając potrzebne książki i piórnik z
torby.
-
Nie mów nic takiego, skoro i tak jutro będziesz miał kogoś
innego.
-
Rymujesz, kochanie. - Styles puścił oczko do Jonasa, a ten
uśmiechnął się.
Jak
niewiele trzeba, żeby ten mały głupek znowu się uśmiechał...
***
Bardzo krótko, następnym razem będzie lepiej. Znaczna część pochodzi z MOJEGO dawnego opowiadania, także nic nie skopiowałam :). Enjoy!
Jak ja wielbię twoje blogi *o* widzę, że... wykorzystałaś coś co mi powiedziałaś :o ALE BLOG CACY ;*
OdpowiedzUsuńdjadnjasdnjas, dzięki, kochanie xD ♥
UsuńZacznę może od tego, że na Twojego bloga trafiłam poprzez Twittera. Widząc nagłówek z Demi Lovato i jednym z chłopaków z zespołu One Direction, miałam ochotę opuścić aktualną zakładkę i ponownie spojrzeć na stronę główną TT. Nie ukrywam, że jestem fanką Demi Lovato, a jeśli zaś chodzi o członków z zespołu 1D, to jestem wobec nic wrogo nastawiona. Nie zmienia to jednak faktu, że z zaciśniętymi zębami spojrzałam na prolog. Był krótki i chyba tylko dlatego go przeczytałam. Przyznam, że mi się spodobał. Potem zaś przystąpiłam do zapoznawania się z rozdziałem pierwszym. Również przypadł do mojego gustu. Masz naprawdę ciekawy styl pisania. Posługujesz się poprawną polszczyzną i robisz to w bardzo nietuzinkowy sposób. Z tego co udało mi się ustalić, masz czternaście lat i to mnie szokuje. Dałabym Ci o wiele więcej. Zapewne to przez ten język. Jest bardzo bogaty i na wysokim poziomie. Piszesz lepiej ode mnie. Zazdroszczę Ci umiejętności budowania tak przecudnych zdań. Jesteś wielka! Mogę dołączyć Cię do niewielkiego grona pisarzy, którzy są moją inspiracją i motywacją do pisania. Dzięki Tobie mam chęć próbować być kimś lepszym. Chciałabym móc Ci dorównać w pisaniu i czerpać z tego jak najwięcej radości. Podziwiam Cię. Jestem zdumiona i zachwycona. Wymyśliłaś bardzo ciekawą fabułę. Nie czytałam wcześniej Twoich opowiadań, więc to dla mnie nowość, kolejne nowe doświadczenie. Jestem na tyle zaciekawiona treścią, że zniosę nawet postać Harry'ego. W końcu czasem w życiu pojawiają się jakieś wyjątki, prawda? Ty będziesz dla mnie takim oto wyjątkiem od stałej reguły. Jeśli zaś chodzi o szablon to jest przecudowny. Zakochałam się. Świetna robota! Wszystko dopracowane, brak żadnej skazy. Perfekcja. Ideał. Cudo!
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego postu. Czy mogłabyś mnie informować poprzez Twittera o nowych rozdziałach (moja nazwa: @totakeadrug)? Byłabym Ci naprawdę bardzo wdzięczna. [everything-pass.blogspot.com]
Pozdrawiam cieplutko!
P.S. Przepraszam za tą paskudną jakość komentarza, ale ostatnio nic mi nie wychodzi, ech. :)
No i sprawiłaś, że zaniemówiłam. Kompletnie nie wiem, co Ci odpisać. Takie komentarze mnie budują i zachęcają do dalszego pisania... Jestem pewna, że nie piszę lepiej od Ciebie, skoro ja wciąż się uczę ;). Chciałabym wyrazić tutaj, jak bardzo mi pomogłaś i zmotywowałaś, ale kurde nie mam jak, gdyż nie wiem, jak to ubrać w słowa! Dziękuję za taki komentarz, chętnie wpadnę do Ciebie i poczytam, co stworzyłaś ♥ Jeszcze raz dziękuję! <3
UsuńAch, jak miło widzieć i czytać blog z myślą, że miało się w niego jakiś drobny wkład. Ale mniejsza oto. Mówiąc szczerze - nie lubię ani Jonasów, ani Lovato. Najzwyczajniej w świecie źle mi się kojarzą. Ale momyślałam, że jeśli już zaczęłam czytać, to zostanę odrobinkę dłużej. Tym sposobem doczytałam do końca. Rozdział przekomiczny i na prawdę mi się podoba. Szczególnie sposób, w jaki przedstawiasz nam Stylsa. Uwielbiam go, krótko mówiąc. Dodam do linków i będę czekać na kolejne. Weny życzę.
OdpowiedzUsuńwww.ostatni-oddech.blogspot.com
P.S: Polecam wyłączyć w Ustawieniach kody obrazkowe z komentarzy :).
Cieszę się, że tak Cię to wciągnęło ♥ Jeszcze raz dziękuję za ten szablon, jest genialny :D. Dziękuję również za taką opinię, zaraz idę kończyć czytać Twój blog <3
UsuńNo więc tak do puki nie było z punktu widzenia Harrego to czytałam to z otwartymi ustami!! A jak już z punktu Harrego to z zacieszem hahaha uwielbaim to. A teraz dziwny tekst: TO JEST JAK NARKOTYK CHCE WIĘCEJ!!!OLOS
OdpowiedzUsuńNiedługo będzie więcej, bo od wczoraj mam taką nieziemską wenę :P
UsuńTo jest świetne! Zresztą jak wszystko co Ty piszesz! Podoba mi się to zestawienie. Demi, która życie ma raczej pod górkę i cóż... Wydaje się być osamotniona. I Harry. Zwykły nastolatek, którego spotkać można wszędzie. Lekko zarozumiały. (takie odniosłam wrażenie.) zwariowany i impulsywny. Oni są jak ogień i woda. Ale jak wiemy czasami takie przeciwieństwa świetnie się ze sobą zestawiają. I ja wierzę że podobnie będzie z nimi :)
OdpowiedzUsuń