Soundtrack:
The Red Jumpsuit Apparatus - Your guardian angel
Dedykacja:
Dla Mariana z ksywką Martah.
No
I kolejny rozdział przed Nami. Nie jestem co do niego przekonana,
ale ja tak mam z każdym rozdziałem. Długo nie miałam weny, co
jest jednoznaczne z długim wyczekiwaniem. Zrobiłam rozpiskę
rozdziałów, więc na chwilę obecną znam koniec opowiadania
:). Niedługo dodam wszystkie rozdziały do spisów, a będzie
ich około 10, chyba że coś pozmieniam. Moja niesamowita wena
wyparowała tak szybko, jak się zaczęła, więc nie mam bladego
pojęcia, kiedy napiszę rozdział 5. Póki co zapraszam do
zapoznania się z czwartym, chyba najkrótszym w tym
opowiadaniu. Długość wiąże się z brakiem czasu, a przede
wszystkim z błaganiami ze strony Aleksandry i Wioletty, które
non stop pytały o rozdział.
No
to go macie :)
Nick
-
Chcę wyjść ze szpitala, nic mi nie jest. - powiedział do lekarza,
patrząc na niego błagalnie. Ten tylko westchnął głęboko,
ściągając z nosa okulary.
-
Posłuchaj... Musisz tu zostać przynajmniej do jutra.
- uśmiechnął się dobrodusznie, wychodząc z sali. Nick
odprowadził go wzrokiem, a jego głowa opadła na poduszkę. Wbił
wzrok w jasny sufit i zamknął na chwilę oczy. Zaraz potem poczuł,
jak ktoś wchodzi do jego sali, a potem siada w nogach łóżka.
-
Cześć. - zobaczył młodego chłopaka z kręconymi, brązowymi
włosami i worami pod oczami.
-
Siemka. - odparł Jonas, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Wpatrywali się tak w siebie przez kilka minut, a potem kędzierzawy
rzucił się na przyjaciela, przytulając go i praktycznie miażdżąc
mu żebra.
-
STYLES! - krzyknął rozbawiony Nicholas z uśmiechem na ustach.
-
Też to słyszysz? - usłyszał głos Harry'ego, a potem zmrużył
brwi.
-
Jak łamiesz mi żebra? - zażartował Jonas, patrząc towarzyszowi w
oczy.
-
Bingo. - Nicholas zaśmiał się pod nosem, uwalniając się z
objęć przyjaciela.
-
Więc? Jak się czujesz? - zapytał Styles, patrząc z uśmiechem na
loczka. Ten westchnął przeciągle, a uśmiech zniknął z jego
twarzy.
-
Wiesz, z każdą godziną lepiej. - odpowiedział, jednak dało się
zauważyć, że coś go gryzie. Harry jednak nie zamierzał
wypytywać, bo sam dobrze wiedział, o co chodzi.
-
Przestań się winić. - wypalił, a brązowe oczy loczka spotkały
się z zielonymi.
-
Harry, ty mnie nigdy nie zrozumiesz. Nigdy nie poczujesz tego, co ja
czuję teraz i nie życzę ci, byś czuł. Ja jedyny mogłem go
uratować, a tego nie zrobiłem. Nie winię się za śmierć, ale
za to, co było przed jego decyzją. Wiem, że mogłem mu pomóc.
Harold
słuchał tego wszystkiego w osłupieniu. Wiedział o tym. Już nie
raz słyszał tą opowieść, jednak tym razem naprawdę poczuł,
dlaczego Nick tak bardzo obwinia się za wszystko, co związane z
Arturem. Teraz on przechodzi przez walkę, którą jego brat
przegrał. I dlatego tak bardzo mu go brak.
Wstał
z łóżka, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Wyszedł
z pokoju, kierując się do pobliskiej kawiarni. Zamierzał tam
wszystko przemyśleć i zastanowić się, jak pomóc
przyjacielowi. Chłodne powietrze uderzyło w jego twarz, kiedy
opuścił szpital. Wziął głębszy oddech, przyspieszył kroku i
uśmiechnął się pod nosem z tylko sobie znanemu powodu.
Demi
Siedziała
w kawiarence, czytając książkę. Wzięła łyka kawy i przewróciła
stronicę. Podsunęła kolana pod brodę nie zważając na to, czy
ktoś jej zwróci uwagę za brudzenie foteli. Zaśmiała się i
zamknęła Veronica Postanawia Umrzeć. Objęła kubek gorącej
cieczy dłońmi i rozglądnęła się po lokalu.
W
rogu siedział jakiś chłopak okropnie podobny do Conora Maynarda.
Poruszyła brwiami w górę i w dół, a potem omotała
wzrokiem pomieszczenie po raz kolejny. Westchnęła, kiedy nie
znalazła nikogo znajomego. Drzwi kawiarenki otworzyły się
nagle, wpuszczając do środka niezbyt ciepłe i przyjemne powietrze.
Jej wzrok podążył do wejścia, gdzie napotkała dość wysokiego
bruneta z ułożonymi lokami na głowie. Uśmiechnęła się
obserwując, jak nieznajomy podchodzi do barku, siada przy nim i
zamawia kakao. Schował głowę w dłoniach i odetchnął głęboko.
Chłopak
od razu przypadł do gustu Demetrii. Lubiła wysokich mężczyzn z
własnym stylem.Uśmiechnęła się jednoznacznie, kiedy podszedł do
lady, zamawiając gorące kakao. Ona sama upiła łyk już
ostygniętej kawy i otworzyła książkę na kolejnym rozdziale.
Zaczytana
nawet nie zauważyła, że kędzierzawy usiadł parę stolików
od niej. Był wyraźnie zaniepokojony i zdenerwowany. Z jego oczu
dało się wyczytać, że coś wyżera go od środka. Jakby chciał
wykrzyczeć całemu światu swoje problemy.
Wiedziała
jak to jest.
Ponownie
zamknęła książkę, tym razem chowając ją do torby. Wstała od
stolika i podeszła do chłopaka. Uśmiechnęła się, kiedy on
skierował na nią swój wzrok. Nie doczekała się jednak
odpowiedzi.
-
Cześć. - zaczęła, patrząc na nieznajomego.
-
Hej. - odparł beznamiętnie, patrząc gdzieś za okno. Jego głos
sprawił, że drgnęła lekko. Już go gdzieś słyszała, jednak
jakby... No przecież!
- Ty
musisz być Harry. - strzeliła, a on spojrzał w jej oczy. Jego
tęczówki były idealne zielone, a samo spojrzenie przeszywało
na wskroś. Nie odpowiedział, tylko prychnął dwuznacznie. Jego
wzrok ponownie powędrował za okno.
-
Byłoby mi łatwiej, gdybyś chociaż trochę przyczynił się do...
- nie dokończyła, gdyż Harry odetchnął głęboko, przymykając
powieki.
-
Wybacz, ale nie mam nastroju na gadanie. - odparł sucho, a Demetria
uznała to za koniec rozmowy. Wyszeptała "ok" i skierowała
się do drzwi kawiarenki. Otworzyła je, a w jej twarz uderzył zimny
wiatr. Chwyciła za rękawy swetra i poprawiła torbę na ramieniu.
Dobrze wiedząc, gdzie idzie, przyspieszyła kroku. Pociągnęła
nosem, omijając jedną kapliczkę, drugą, trzecią... Przy czwartej
skręciła i weszła do szpitala.
Od
razu zrobiło jej się cieplej, a ten charakterystyczny odór
doszedł do jej nozdrzy. Rozsunęła zamek kurtki i pobiegła na
piętro. Zapukała do drzwi gabinetu, opatrzonych numerem 584.
Usłyszała głośne "Proszę" i pchnęła drewno.
-
Cześć ciociu. - zaczęła, wchodząc do pomieszczenia. Kobieta
uśmiechnęła się na jej widok, ściągając z nosa okulary. Jej
oczy nagle się pomniejszyły, a na pomarszczoną twarz wstąpiło
szczęście.
-
Demetria! - krzyknęła, wstając zza biurka i podchodząc do
chrześnicy. Uściskała ją, a dziewczyna zamknęła oczy. Brunetka
uśmiechnęła się, gdy poczuła perfumy cioci. Poznałaby ją z
daleka już po samym zapachu. Alice zawsze pachniała wiśniami.
-
Postanowiłam się przywitać. - powiedziała Lovato, siadając przed
biurkiem. Jej ciocia zajęła miejsce na krześle ustawionym zaraz
przed Demi.
- No
i bardzo dobrze. Dawno cię tu nie było, jak tam u mamy? - zaczęła
kobieta, zamykając wszystkie dokumenty, odkładając długopis.
Dziewczyna wzdrygnęła się lekko; miała jej powiedzieć, że jej
siostra zdradza własnego męża, który stracił pracę?
- Po
staremu. - postanowiła skłamać, siląc się na wymuszony uśmiech.
Alice złączyła przed sobą palce obu rąk, patrząc z politowaniem
na chrześnicę. - A jak u ciebie?
- No
cóż... Wujek miał zawał, Meg dostała się na studia. -
opowiadała ciotka, a Demi słuchała jej uważnie. Sprawy jej
rodziny były dla niej tak samo ważne, jak sprawy jej samej.
Czuła
niesamowitą więź z ciocią Alice. Traktowała ją jak drugą
matkę. Jej kuzynka Meg była dla niej siostrą, której nigdy
nie miała. Pomagała jej za każdym razem, kiedy Lovato miała
jakikolwiek problem. Wszyscy byli strasznie zżyci, jednak od kłótni
cioci Alice i matki Demi, siostry nie utrzymywały ze sobą kontaktu.
Demetria miała nawet zakaz spotykania się z matką chrzestną,
jednak już wiele razy go złamała. Dzisiaj był kolejny.
-
Sądzę, że się trochę rozgadałam. - powiedziała nagle kobieta,
uśmiechając się.
-
Ciocia wie, że jestem ciekawa, jak się miewacie. - odparła Lovato.
Popatrzyła na zegar wiszący na ścianie i drgnęła lekko. - Jest
jednak późno i będę musiała lecieć. - dodała, wstając z
fotela. Przytuliła Alice, a potem wypadła z gabinetu. Poprawiła
zwisającą torbę z ramienia, kierując się do wyjścia ze
szpitala. Jej ciałem znowu zawładnął dreszcz związany z pogodą,
ale ona czuła w środku niesamowite ciepło.
Miała
tak po każdej rozmowie z matką chrzestną.
Harry
Padał
śnieg. Tonami. Uwielbiał zimowe wieczory. Wciąż zachowywał się
jak dziecko i otwierał buzie, łapiąc na język białe
płatki. Lubił dźwięk, jaki wydawał śnieg, po nadepnięciu go
przez buty Styles'a. Z niecierpliwością czekał na gwiazdkę. Po
prostu uwielbiał zimową atmosferę.
Przychodzili
do tego parku razem. On i Nick. Przesiadywali tu godzinami, gadając
o dziewczynach, problemach w domu, w szkole... Dosłownie o
wszystkim. Zapominali o całym świecie. Przechodnie patrzyli na nich
ze zdziwieniem, kiedy nagle jeden z nich wybuchnął niepohamowanym
śmiechem, podczas gdy drugi rysował na śniegu sprośny
rysunek. Zaliczał takie wypady do najlepiej spędzonych momentów
w jego życiu.
Przysiadł
na tak dobrze mu znanej ławce i popatrzył na zamarznięty stawik po
środku parku. Przypomniało mu się, jak raz wyrzucił na lód
szalik Jonasa. Ten przerażony postanowił go odzyskać i wszedł
powolnym krokiem na środek sadzawki, zaliczając przy tym chyba z
dwadzieścia upadków. Harry prawie wybuchnął ze śmiechu.
Też
tutaj Harry dowiedział się o śmierci Artura. Nie zaliczał tego
wspomnienia do tych dobrych, a jednak za każdym razem jak tu był,
akurat ono przychodziło mu na myśl.
-
Nigdy nie zostawi mnie w spokoju. - prychnął, wkładając ręce do
kieszeni.
- To
ciebie ktoś nęka? - usłyszał kobiecy głos i momentalnie się
odwrócił. Zobaczył wysoką dziewczynę z ułożonymi,
brązowymi włosami. Uśmiechnął się na jej widok.
-
Cher... - powiedział, przesuwając się w lewą stronę. Dziewczyna
zajęła miejsce koło Hazzy, patrząc mu w oczy. Dojrzał w nich
kolorowe iskierki, prawdopodobnie odbijające się miejskie lampy.
- To
jak, kto cię prześladuje? - zaczęła, a Styles zaśmiał się
głośno.
-
Powiedziałbym, że ty. - objął ją ramieniem, a ona wtuliła
się w niego. Zatopił nos w jej ciemnych włosach, czując jabłka.
Na jego twarz ponownie wstąpił uśmiech; uwielbiał jabłka.
- Co
tu robisz? - odezwała się, jednak Hazza nie odpowiedział. Zamknął
oczy i wziął głębszy oddech. Był pewien, że Lloyd słyszy,
jak głośno bije jego serce. Być może jej biło tak samo i pewnie
by je usłyszał, gdyby nie to, że do jego uszu doszły dość
zadziwiające słowa.
-
Chodźmy do mnie. - powiedziała brunetka, a chłopak zaśmiał się
cicho. Dziewczyna spojrzała na niego z uśmiechem.
- To
poważna propozycja? - również na nią spojrzał.
Przytaknęła. - W takim razie chodźmy do ciebie.
SADADGHSAGDHSAGAG tak dawno nie było rozdziału :D HEHEH uwielbiamuwielbiamuwielbiamuwielbiam myślę że na kolejny rozdział nie trzeba będzie czekać długo *.- CZEKAM
OdpowiedzUsuńPS. FRUGO :D
cudo, cudo, cudo, cudo *_* podoba mi się strasznie c: ♥
OdpowiedzUsuńkocham, twój styl pisania. cudownie opisujesz, sytuacje. ♥
co jeszcze mogę, powiedzieć, nie mogę się doczekać, kolejnego .
życzę, weny ♥
@StrongForDemz
KDUHFGID WIECEJ!!! Boże dziopa czemu ty nie masz częściej weny!!?? Zawsze jak czytam twoje opowiadanie to oczy mam wielkości pięciozłotówki (duma, zdziwienie...whatever po prostu sie podoba) i śmiech jak np wtedy co hazza łamał żebra hahha chcę więcej i uwierz panna Aleksandra będzie dalej prosiła xdd
OdpowiedzUsuńDemi czyta "Veronicę". Podobała mi się ta książka. :D Wiesz co mnie tak naprawdę dziś ukłuło czytając tą część? Chociażby to, że odniosłam wrażenie, jakoby chrzestna matka Demi była w stosunku do niej bardziej miła i życzliwa niż jej właśni rodzice. A przecież to właśnie rodzice powinni być dla swojego dziecka takimi kumplami i ostoją w zły dzień. Jak na razie to odnoszę wrażenie że jedyne co im się udało, to zgotować jej trochę problemów.
OdpowiedzUsuń